karnawał za nami, rozpoczął się Wielki Post, czas wyciszenia, refleksji, ale tez czas oczekiwania na najważniejsze katolickie święta - Wielkanoc, która kojarzy mi się z wiosną, radością, nowym życiem ...
Lubię święta wielkanocne, właśnie za to że są takie wiosenne. W domu nie szaleję z dekoracjami świątecznymi, bo okres wielkanocny trwa bardzo krótko i te wszystkie zajączki, kurczaczki, jajeczka nie zagrzeją długo miejsca na "wystawie". Stawiam głównie na zieleń, kwiaty, naturalne ozdoby (czyt. patyki) itp.
W mojej głowie powoli też zrodziły się pomysły. A zaczęło się tak niewinnie.
Czekając na zakończenie treningu syna, dla zabicia czasu wdepnęłam do Praktikera, rzadko tam bywam bo jakoś nie kojarzy mi się ten sklep za dobrze. W kąciku na półce z przecenami wypaczyłam świetny dzbanek za całe 7,50 zł - musiałam go oczywiście mieć. Dowiedziałam się, ze dzień wcześniej z tej serii były jeszcze konewki, garnki i coś tam jeszcze... ale dzisiaj ostał się jeno on, więc go przygarnęłam:
(Ma taką delikatną zieloną obwódkę na dole)
Wtedy zastukało mi w główce, że w osiedlowej B. widziałam ściereczki i inne tekstylia kuchenne z taką sama obwódką, wtedy nie przykuły mojej uwagi, bo do niczego mi nie pasowały, ale teraz - przecież mam dzbanek! Wdepnęłam do B. i mam dwie ściereczki w stosownym kolorku, rękawicę i łapkę kuchenną, a że po drodze było PEPCO to mam jeszcze dwie miseczki w soczystej zieleni i puszkę na .... , a na Allegro dokupiłam jeszcze dwa króliczki. Jestem gotowa do Wielkanocy (pod względem dekoracyjnym oczywiście). Obiecałam sobie, że nic więcej nie kupię (postanowienie wielkopostne!), do tego dodam trochę zieleni naturalnej rzeżucha, owies, kilka cebulek hiacyntów, krokusów, żonkili i gotowe. Przynajmniej ten temat mam z głowy ;)
Jak widzicie w te święta zrezygnuję z pasteli, które tradycyjnie były na wiosnę w kuchni, po świętach coś wykombinuję w różu, bo mam pomysł na trochę szyjątek, ale to jak wystarczy mi czasu.
Ponieważ piszę bardzo nieregularnie, nie zawsze mam tematy, a raczej wenę twórczą, postanowiłam robić takie małe podsumowania tygodnia ... Będzie dla potomnych ...
W tym tygodniu były jeszcze echa Walentynek. piekłam walentynkowe muffinki, na walentynkową dyskotekę w szkole moich synów. Była to prawdziwa fabryka, prawie 120 muffinek o różnych smakach. Kuchnia też mimo bałaganu roboczego miała lekko walenetynkowy wygląd :)
(Przepisy z internetu ze sprawdzonych blogów i stron internetowych)
A na moich parapetach wciąż trwa walka wiosny zimą, Gwiazda Betlejemska oszalała, wciąż jest ładna (nigdy u mnie tak długo nie stała, zawsze opadały z niej liści), nie mam sumienia jej wyrzucić, ale hiacynty i prymulki tez mają swoje miejsce, a w donicach zasiane ziółka (pomysł z puszkami nie mój, znalazłam go na różnych blogach)
U starszaka w pokoju zwisły wreszcie dwie grafiki (wydruk hand made), lubię ten jego pokoik (gdy go wysprzątam :)
Ta ściana mnie przeraża, czy wy tez tak macie?
W salonie na stole wykorzystałam aranżację tacowo-świecową po inspiracji od Beatki z bloga Smak życia uzupełniona bukietem róż od osobistego Walentego :)
A to zdjęcie z okazji Międzynarodowego Dnia Kota (17 lutego) :)
Moja PESTKA:
Niby nic się nie działo w tym tygodniu, a taki długaśny post wyszedł :-)
Pozdrawiam Was serdecznie w ten słoneczny piątek.
Do następnego razu
Dorota J.