poniedziałek, 14 września 2015

I po wakacjach .......


Halo dziewczyny,

Nie wiem czy jeszcze ktoś tu zagląda, blog już chyba  mocno zakurzony.  Ale ponieważ moim założeniem było traktowanie bloga jako przyjemność, a nie obowiązek, więc piszę wtedy, kiedy mam na to ochotę. Chciałam stworzyć taki pamiętnik domu i rodziny, więc aby pustki nie było – uzupełniam wpis ....
Wakacje były – minęły, urlop był – minął … Szkoła się zaczęła i się powoli rozkręcamy. Trochę to musi potrwać, zanim wejdę znowu w codzienne tryby.
Tegoroczny urlop po raz pierwszy od wielu lat spędziliśmy w domu i wiecie co? Był to jeden z najbardziej udanych urlopów w ciągu ostatnich lat. Chyba się starzeję, ale coraz mniej chce mi się wyjeżdżać,  ruszać z domu, najlepiej jest mi w moim domku i ogródku. To taki mój kokon.  
 Średni syn – piłkarz był na obozie, najstarszy jest domatorem, więc nie chciał nigdzie jechać - po prostu leniuchował, a Maksiu zdany był na decyzje rodziców i dopytywał się kiedy pojedziemy na plażę. 
Był w planie krótki wypad pod namiot, ale niestety pan mąż nie mógł wziąć urlopu i z planów nici.
W czasie mojego urlopu robiliśmy tylko to na co mieliśmy ochotę, niczego nie musieliśmy – i to było najwspanialsze.  Śniadanie na tarasie, piżamki do południa, czytanie na głos książek, gry planszowe, lody, lemoniada domowej roboty, babeczki, ciasteczka, owoce …  Normalnie All inclusive na tarasie. 
Zaliczyliśmy kino, baseny, zwiedziliśmy kilka pobliskich lodziarni, spacery, rowery    Żeby całkiem nie zgnuśnieć zabrałam chłopców pociągiem do Przemyśla, to dopiero była frajda (jazda pociągiem pierwszy raz w życiu). 

Przemyśl jest pięknym miastem, zobaczcie same:





 (Przemyski Dobry Wojak Szwejk)

  (Przemyski Niedźwiadek)


 
(Widok ze wzgórza zamkowego na Bieszczady)

 Byliśmy też w naszym ukochanym Rymanowie Zdroju:

      (Nasza rzeczka prawie wyschła ;()

A w domu co  --- Nic, cisza, początkiem  wakacji :schłodziłam” kuchnię, przez niebieskie dodatki:







....  w takiej kuchni z przyjemnością oddałam się robieniu przetworów, były soki malinowe, kompoty wiśniowe i agrestowe. ogórki pod różnymi postaciami, przeciery pomidorowe, sałatki z buraków i cukinii i jeszcze wiele różnych rzeczy .... Lubię taką letnią krzątaninę w kuchni, ale też wtedy, gdy mi się chce, a nie wtedy, gdy muszę. A chciało mi się, bo miałam urlop, wolny czas, chętnych do pomocy synów obok siebie …. Było naprawdę fajnie ….




No i jeszcze uzupełniłam  nieco pokój chłopców (pokazywałam go tu)
Uszyłam lambrekin i poszewki, no i woreczek na drobiazgi synka (od razu został zapakowany ukochanymi resorkami. I to byłoby na tyle prac ręcznych (nie wysiliłam się zbytnio w te wakacje :( )







A ten obrazek w salonie całkowicie  zastępował nam widok Bałtyku:


 Przesyłam Wam bukiet z tego pięknego letniego czasu (normalnie sielsko)


A teraz zabieram się za oswajanie nieuchronnie zbliżającej się jesieni.
Przepraszam za post  "metrowca"  i pozdrawiam Was w ten piękny, jeszcze letni dzień

Dorota