to już ostatni weekend października, za tydzień zacznie się najbardziej nielubiany przeze mnie listopad.
Ostatni tydzień spędziłam w domu ze względu na choróbsko najmłodszego synka. Nadrobiłam trochę zaległości, przejrzałam garderobę zimową dzieciaków, powyciągałam zimowe kurtki, czapki i szaliki brrr .... . Nieuchronnie zbliża się zima : (
W ramach tzw. "luzów" zdobyłam się na zrobienie paru drobiazgów do domu i poprzekładanie dekoracji - to tak w ramach oswajania późnej jesieni (tą wrześniową i z początku października bardzo lubię).
Są to drobne rzeczy, które cieszą, ale właśnie sztuką jest umiejętność czerpania radości z drobiazgów.
Efekty moich poczynań poniżej:
* Zdobiłam sobie jesienny wianek, do którego zabierałam się dość długo - taki z resztek materiałów
Tutaj w miejscu docelowym
* Pomalowałam na biało, kupiony już dawno temu napis HOME, który znalazł miejsce na jesiennej komodzie (nie jest to może perfekcyjne wykonanie, ale ja z natury jestem bardzo niecierpliwa i lubię mieć szybki efekt swojej pracy, no cóż ....
* Dawno temu też kupiłam sobie tacę sosnową z myślą o HAND MADE, doczekała się pomalowania i grafiki metodą transferu i znalazła swoje miejsce na kuchennym stole
* W słoju, zagościła dekoracja z naturalnych darów jesieni - szyszek, kasztanów i żołędzi
* Jesienna komoda prezentuje się teraz tak (przestawiam na niej 3 x dziennie :))
* Na stoliku kawowym królują nadal wrzosy (oj ten kaloryfer nie jest dobrym tłem)
* W koszu koce i podusie na chłodne wieczory
* Na tarasie w pełnym słońcu jeszcze wrzosy i dynia, czekająca na natchnienie kulinarne :)
* Moja tabliczka znalazła miejsce w kuchni, nad stołem, bo tam skupia się życie rodziny
* Zegar stanął na okapie (tymczasowo)
* I jeszcze o zakupach .....
Pisałam kiedyś, że wciągnęły mnie zakupy w Westwing - ostatnio dostałam kolejną paczuszkę od nich. Sklep ten ma długi okres realizacji zamówień, co dla jednych jest wadą, a dla mnie akurat zaletą.
Zapominam, że coś zamówiłam, a tu przychodzi paczka i mam niespodziankę, bo naprawdę nie pamiętam co jest w środku. Poza tym tak długi czas mija od zapłaty, ze traktuję to prawie jak prezent. Dla mnie to jest fajne. Dodatkową zaletą jest to, iż często zamówienia przychodzą w dwóch, trzech paczkach, wtedy łatwiej jest coś przemycić i ukryć przed M. (który niestety nie rozumie po co mik kolejne skorupki na przykład !)
No i właśnie w ostatniej paczce dostałam takie "niespodzianki" - Mega kubeczek i talerz z gwiazdką, miseczkę do zapiekania (kolejną) i stempelek do ciasteczek, o którym marzyłam od dawna.
Ciastka oczywiście były upieczone, ale nie zdążyłam sfotografować.
A tak w obecnie wygląda moja skandynawska półeczka (wiem, pokazywałam ją wiele razy, ale nieustannie mnie cieszy jej widok)
Na koniec piękne kolory drzewa na mojej magicznej uliczce
Pozdrawiam Was serdecznie
Dorota