piątek, 8 maja 2015

Kuchnia - serce domu

Witajcie,

O mojej nieobecności nie będę pisać, bo potarzam się co post – STRASZNY NIEDOCZAS :(

Dziś chciałam się podzielić moimi odczuciami kuchennymi.

Na pytanie o moje ulubione miejsce w domu odpowiadam bez namysłu – KUCHNIA!
I nie, żebym kochała gotować, owszem lubię coś dobrego, coś specjalnego zrobić, czy upiec dla mojej rodziny, ale męczy mnie takie gotowanie codzienne, z obowiązku.
Najbardziej nie lubię tego momentu powrotu z pracy do domu, gdy jeszcze w szpilkach i całym „verschalunku” muszę nastawić ziemniaki, czy postawić (ugotowaną w nocy) zupę do podgrzania, bo chłopaki pierwsze pytanie zadają: Co dziś na obiad ? Za ile będzie obiad?
Chłopcy jedzą obiady w szkole i przedszkolu, ale w domu też oczekują dwudaniowego obiadu. Mąż pracuje dłużej, więc to pierwsze „mocne uderzenie” spada na mnie. 
Męczy mnie codzienne wymyślanie, co by to ugotować na kolejny dzień, aby było smacznie, tanio, szybko i zdrowo. Na szczęście chłopcy nie są wybredni i raczej nie grymaszą. Preferujemy kuchnię "na szybko" zapiekanki, spaghetti, dania jednogrankowe, ale "ruskie" tez muszą być przynajmniej raz w miesiącu.

Moją kuchnię (jako pomieszczenie oczywiście) bardzo lubię, jest całkiem spora, przestronna i jasna (pisałam już o niej tutaj, tutaj, tutaj, tutaj i tutaj). Nie jest to na dzień dzisiejszy kuchnia marzeń, ale mam w niej wiele szczegółów i detali, które bardzo lubię, które tworzą jej klimat. Część z nich to pamiątki rodzinne, część nowe nabytki, ale jak to mówią "diabeł tkwi w szczegółach" i tej wersji się trzymam.
Ogólnie w kuchni mam mieszaninę stylów - scandi, rustic, shabby i co tam kto jeszcze chce, mam tam wszystko co lubię, druciane koszyki, skandynawską porcelanę, drewniane deski i tacę hand made, starusieńki młynek, wagę z PRL (używam jej na co dzień), gliniane garnki i makutrę po babci, oryginalne weki wyszperane w piwnicy itd.

Poniżej  mały kuchenny misz-masz:


W ogródku piękna wiosna, wiec z kuchni wyprowadzamy się na taras i do ogrodu: 








Pozdrawiam serdecznie
Dorota

środa, 8 kwietnia 2015

POWIELKANOCNY WPIS

Witajcie po świętach,

jak zwykle minęły za szybko - najpierw przygotowania przeplatane udziałem w nabożeństwach Wielkiego Tygodnia, potem biesiadowanie w rodzinnym gronie.
Ponieważ żyjemy w ciągłym ruchu, biegu  i hałasie, chętnie w te świąteczne dni zamknęłabym się w domku z najbliższymi i tak spędziła święta, ale obowiązki rodzinne wzywają. Teściowie czekają na nasza wizytę z zastawionym stołem, rodzeństwo męża też ... ale tak trzeba.
Chociaż w domu niewiele byliśmy, dekoracje musiały być.
Śniadanie wielkanocne jemy zawsze w domu, ale stołu wielkanocnego nie udało mi się jednak sfotografować, bo po udziale w mszy rezurekcyjnej o 6 rano, wszyscy byliśmy bardzo głodni.
Trzeba było szybko podawać do stołu jedzonko, a nie robić zdjęcia :)

Poniżej kilka fotek z wielkanocnego domku.

Najpierw chciałam podziękować Beatce z za przemiłą niespodziankę "od zajączka" - to ten ptaszek i zajączek - Dziękuję Kochana!


oraz przeprosić Karmelową za podkradnięcie jej pomysłu na zająca z materiału, myślę że się nie gniewasz, tak zakochałam się w tej maskotce, że musiałam ja mieć :)


 a teraz kilka migawek z salonu:









  i z kuchni:













Pozdrawiam Was wiosennie, mam nadzieję, że wiosna zagości u nas na dobre, bo narazie to nas pogoda nie rozpieszcza:
Do następnego razu
Dorota




 

wtorek, 31 marca 2015

Wielkanocne DIY

Witajcie w ten przedświąteczny tydzień,

Zanim zacznie się wir przedświątecznych przygotowań podzielę się z Wami moimi  jakże nieidealnymi "pracami", których wykonanie sprawiło mi wielką frajdę.
Tak się w tym roku złożyło, że moje świąteczne przygotowania to głównie zabawa w DIY.
Ze sprzątaniem w domu jestem "w lesie", o zakupach, świątecznym menu itp. w ogóle nie myślałam ... mam nadzieję, że ze wszystkim zdążę, a jeśli nie - to świat się nie zawali .... takie myślenie to u mnie nowość, chyba zaczynam dojrzewać :)
To tyle tytułem wstępu, wracam do tematu postu .....
W szkole moich synów jest zwyczaj organizowania przed świętami kiermaszów z własnoręcznie wykonanymi przez uczniów, (a raczej ich rodziców) pracami, a dochód przeznaczony jest na Hospicjum dla dzieci. Cel szczytny, więc i my musieliśmy dołożyć swoją cegiełkę. Chłopcy, jak to chłopcy rzucili mamie hasło i na tym się ich zaangażowanie skończyło. A ja w jeden wieczór zrobiłam takie jajeczka (znaną wszystkim już metodą) i uszyłam filcowego zajączka






Idąc za ciosem, zrobiłam też dla siebie kilka pisanek:


                                   
                                (Zajączki tymczasowo, w oczekiwaniu na owies i rzeżuchę)

Tak więc mam własnoręcznie uszyte poszewki mint:


Ptaszki, z których zrobiłam girlandę:



Tulipanki w korytarzowej słodkiej aranżacji:


Na półeczce przycupnęły drewniane zajączki w pasującym kolorku, no i nie może zabraknąć żywych kwiatów




No i tyle u mnie z przedświątecznych przygotowań, bawię się w tym roku jak dziecko i sprawia mi to ogromną przyjemność.

Przy okazji pokarzę jeszcze moje "kolorowe szmatki'. Zakupiłam koszyczek i poukładałam do niego moje materiały, teraz wszystko jest widoczne, łatwo znaleźć potrzebny wzór. W ogóle to mam słabość do pięknych tkanin, a szczególnie lubię wzory różane, mam w głowie pomysł na kuchnię "w różach", zobaczymy czy uda mi się poszyć co nieco.



 Pozdrawiam Was przedświątecznie.

Dorota